A wszystko zaczęło się od Maroka…
Będąc na początku roku na małych wakacjach trafiłam do hotelu który odmienił moje życie. Hotel Agador położony w miejscowości Agadir… około 5 basenów, pełno ludzi i 15 animatorów…
To właśnie oni sprawili, że chciałam poczuć jak to jest się przyczyniać do uśmiechu który gościł na
twarzach wszystkich turystów. Pozytywni, zawsze uśmiechnięci, otwarci i przebojowi. Cały czas w ruchu, sport, rozrywka, tańce oraz akrobacje podczas “show time”. Było to dla mnie wielkie WOW.
Będąc tam początkowo byłam na etapie zastanawiania się co ja chcę w życiu robić – jak to typowa nastolatka, po 7 dniach spędzonych tam, wyjechałam z myślą “w końcu odkryłam to co chcę robić… chcę być animatorką”.
Po powrocie do Polski, siedząc na facebooku dostrzegłam reklamę „Casting na animatora”, byłam w
szoku bo pierwszy raz poczułam, że to nie może być przypadek. Z początku się bałam, ale wysłałam
zgłoszenie. Odpowiedź pojawiła się na nastepny dzień, zostałam zaproszona na casting. Po castingu czułam, że wszystko pójdzie dobrze, bo przecież inaczej być nie może. Pech chciał, że trzeba było przeczekać cały weekend na wyniki, więc człowiek cały w stresie… Niestety, nie dostałam się… Zabolało, byłam pewna, ale że dlaczego nie? Z opuszczoną głową stwierdziłam, że raczej to nie jest dla mnie i że musze sobie to odpuścić. Na szczęście na castingu poznałam kolegę, który już był na sezonie w poprzednie wakacje i prowadzi sam kursy animacyjne, to również nie mógł być przypadek… Napisał do mnie, że jest kolejny casting za dwa tygodnie, że powinnam jednak spróbować i się nie poddawać, bo naprawdę się do tego nadaję. Pomyślałam, że nic mi nie szkodzi spróbować, mimo, że już tak nie cieszyłam się takim entuzjazmem jak za pierwszym razem. Na castingu byłam mega zestresowana, czułam, że nic mi nie wychodzi, na pytanie zadane nie znałam dobrej odpowiedzi… ale na szczęście to były tylko złe myśli w moje głowie i się udało! DOSTAŁAM SIĘ!
KRETA SEZON 2017 będzie mój ! Nie mogłam uwierzyć, emocje nie z tej ziemi, trzy miesiące za
granicą i to na pięknej słonecznej Krecie. Nigdy nie chciałam jakoś specjalnie odwiedzić Grecji i myślę, że to właśnie zdecydowało gdzie wyjadę stwierdzając “raz się żyje”. To był dobry wybór.
Stres i podniecenie towarzyszyły mi przy każdej myśli o wyjeździe, czy sobie poradzę i ciekawiło mnie jak to będzie wszystko wyglądać. Miesiąc przed wyjazdem mieliśmy szkolenie, na którym schodząc ze schodów po prostu spadłam, SKRĘCONA KOSTKA – co teraz? To był cios. Po wizycie u lekarza mój wyjazd stanął pod znakiem zapytania. Planowana operacja, śruba w kostkę, gips 6 tygodni a wyjazd za równy miesiąc. Koniec końców leżałam przez 3 tygodnie jak placek na łóżku, opuchlizna zeszła, a z dnia na dzień ból ustępował. Znalazłam się na krecie.
Na krecie a dokładnie w miejscowości Gouves w hotelu Lyda Club miałam prowadzić animacje przez 3 miesiące tylko dla dzieci. Przyjeżdżając na miejsce stres mnie z zżerał jak ja sobie poradze z angielskim… Pocieszające było to, że przecież ja miałam pracować z polakami… Generalnie przyleciałam 11 czerwca więc miałam 4 dni przed rozpoczęciem pracy zapoznać się trochę z hotelem, personelem oraz z samą miejscowością. Już na samym początku miałam lekkie problemy z dogadaniem się w recepcji, wchodząc do swojego pokoju, pierwszy raz, wpadłam na mojego drugiego animatora (kojarzyłam go tylko ze zdjęć). Akurat się złożyło, że miał wolny dzień wiec tak się zgadaliśmy, że zabrał mnie na wycieczkę po okolicy. Muszę również wspomnieć, że był to starszy pan (58 lat), ale energii to mu nie brakowało. Zaczął mi opowiadać jak będzie wyglądać nasza współpraca, dobrze że dużo go rozumiałam, chociaż gorzej mi było się wypowiedzieć, bo stres mnie zżerał, że użyje złego słowa, więc wolałam siedzieć cicho i słuchać. Byłam w lekkim szoku bo byłam pewna, że bede pracować tak jak to było wpisane wstępnie na kartce z
animatora, lecz tutaj to on stawiał warunki, albo mu będę pomagać i będziemy mieć dobry kontakt albo ja będę pracować tyle ile miałam powiedziane, ale żebym zapomniała o jakiejś pomocy… był to lekki szantaż, byłam sama na Krecie, nie chciałam też być sama w pracy. Pierwszy dzień pracy był mega stresujący, może nie cały dzień tylko samo założenie koszulki animator i wyjście do ludzi, już nie jako zwykła dziewczyna tylko Animator – przyjaciel turystów. Pierwsze dwa tygodnie dawałam z siebie 200%: tańczyłam w temperaturze 35 na samym słońcu, robiłam zumbę, robiłam dwa razy więcej niż mieliśmy w programie, było mnie wszędzie, ludzie byli zachwyceni, ale już pod koniec brakowało mi siły, odczuwałam zmęczenie więc musiałam troszeczkę zwolnić tempo z myślą, że jeszcze mam 3 miesiące przede mną, a ja już zmęczona.
Mój program wyglądał następująco: o godzinie 10 zaczynaliśmy puszczać muzykę przy basenach, następnie chodziłam po dwóch głównych basenach i zbierałam zapisy do mini clubu, przechodziliśmy tam wszyscy razem, odważne same maluchy albo i truptający niekiedy rodzice. W
Mini clubie działo się wszystko, bitwa na balony z wodą, zabawy z chustą animacyjna, rysowanie, kręgle itp. Nie dało się tam nudzić. Nastepnie wychodziłam z dzieciakami na przekąski i coś do picia w pobliżu restauracji. O godzinie 12 mieliśmy z moim drugim animatorem Mini Game dla dorosłych i dla dzieci. Około 13 mieliśmy przerwę, gdzie w trakcie tej przerwy zazwyczaj spałam, sam ten upał męczył. O godzinie 15:30 prowadziłam mecz Water Polo w basenie dla dzieciaków, gdzie dumni rodzice robili za najlepszych kibiców i trenerów. Następnie 16:30 miałam darts, czyli lotki dla dzieciaków gdzie wygrany zdobywał super koktajl z baru. Kolejne były darts dla dorosłych gdzie prowadziłam to razem z Zarą, czyli animatorem hotelowym. O godzinie 18 mieliśmy przerwe na szybki prysznic, przebranie się już w normalne ubranie i zjedzenie kolacji. O godzinie 20:30 rozpoczynałam szybką dyskotekę a dlaczego szybką? Ponieważ o 21:00 było MINI Disco dla dzieciakow z którymi tańczyłam ponad 6 układów. Ostatnią atrakcją każdego wieczoru był to show time lub dyskoteka zależy co też w który dzień wypadało. Prace konczyłam po 23. Dzień za dniem tak leciał, że teraz aż z łezką w oku piszę to siedząc już w swoim pokoju w zimowej Polsce. To były najpiękniejsze 3 miesiące w moim życiu, nie spodziewałam się, że tak szybko nauczę się języka, że poznam tyle ludzi, tyle narodowości i poznam choć garstkę kultury jaka obowiązuję w danym kraju. To było cudowne móc przeżyć te chwilę te dobre ale też również w gorsze, w takiej pracy i w takim klimacie. Nigdy wcześniej bym się nie spodziewała, że takie coś mnie spotka. Jeśli ktokolwiek ma jakieś wątpliwości to naprawdę nie warto ich mieć! A co się
zmieniło w moim życiu ? Pokochałam Grecję, pokochałam podróżować oraz pokochałam jeszcze
większy kontakt z ludźmi, bo każdy ma w sobie coś magicznego. To była również najlepsza szkoła
języków obcych. Nie umiesz języka angielskiego perfekcyjnie? Nic nie szkodzi, jedź na animacje, a po powrocie będziesz mówiła w kilku. Kontakt z ludźmi zawsze nas czegoś nauczy. Również nie mogę nie wspomnieć o mojej miłości, którą poznałam w Grecji, a co najlepsze dogadujemy się w języku angielskim. Przypomnij sobie moje początki z językiem a teraz zobacz wszystko jest możliwe! Zawdzięczam temu wyjazdowi bardzo dużo, nauczyło mnie to radzenia sobie w trudnych sytuacjach i więcej zrozumienia.
Trzeba pamiętać, że praca z doroslymi czy też z maluchami nie należy do najłatwiejszych. Również trzeba pamiętać, że każdemu się może przytrafić gorszy dzień i myślę, że to było najtrudniejsze w tym wszystkim. Trzeba dalej zabawiać ludzi mimo, że my sami tego potrzebujemy. Ale widok zadowolonych gości, zwłaszcza dzieciaków był bezcenny.
Dla takich chwil naprawdę warto żyć !
Aleksandra KOCZUŁAP